Wczoraj zgodnie z zapowiedzią wybrałam się na uczelnie. Cel: dopełnienie formalności związanych z moim powrotem do pracy po urlopie macierzyńskim. Wszystko wskazywało na pokojowy przebieg sprawy bo przecież wcześniej rozmawiałam z szefową i zapewniała mnie, że z Jej strony nie napotkam problemów.
Przygotowałam się zatem do spotkania. Wniosek do Rektora opatrzony w odpowiedni Dz.U., wyliczony urlop wypoczynkowy zaległy i obecny etc. i poszłam ....
Zaczęło się sympatycznie. Krótka rozmowa z koleżanką z działu nastawiła mnie optymistycznie do powrotu do życia zawodowego. Niestety już za chwilę nastrój miał prysnąć.
Spotkanie z szefową okazało się trudniejsze niż przypuszczałam. Nie przebiegło wcale tak bezproblemowo jak zakładałam. Nie ograniczyło się do przyjęcia wniosku przygotowanego wcześniej przeze mnie. Pomimo moich racji sprawa utknęła i ciężko było ruszyć dalej.
Poszłam więc z wnioskiem do działu kadr, z tym samy wnioskiem, który nie został zaakceptowany przez szefową. I tam pismo bez żadnego problemu zostało przyjęte. Potwierdzono mi dostarczenie dokumentu i Pani poinformowała mnie, że odpowiedź w formie pisemnej (czysta formalność) zostanie przesłana pocztą. Takim sposobem udało mi się sprawę dociągnąć do końca jeszcze tego samego dnia.
Tylko gdzie w tym wszystkim obiecany brak problemów ze strony szefowej....
czwartek, 18 czerwca 2009
Wizyta na uczelni
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz